Trzy noce spędziliśmy nad Geirangerem- nie bez powodu nazywanym królem fiodów. Mieliśy zostać tylko jeden dzień i ruszyć dalej, ale nie sposób było oderwać się od tego widoku z przyczepy…
Ma moc przyciągania o czym przekonaliśmy się już pierwszego dnia.
Ze względu na przyczepę odpuściliśmy sobie drogę Trolli i Orłów, ale czasu nie zmarnowaliśmy :)!
Bo fiord trzeba zobaczyć z perspektywy tafli wody. .
Z koszykiem piknikowym wskoczyliśy do kajaka i wyruszliśmy zobaczyć „co jest za rogiem”. Pod nami 700metrów głębin – lepiej nie mysleć jakie potwory przepływają pod nami! Za każdym zakrętem otwierały się przed nami coraz to piękniejsze wrota- aż szkoda zawracać! 15 kilometrów dalej,z odciskami na palcach, wyjadająć ostatnie czekoladki z koszyka zupełenie „niechcący” byliśmy już na drugim końcu fiordu – w miejscowości Gereinger.
Cała trasa, z Hellesylt do Geiranger, którą promy pokonują w 1,5h zleciała nie wiadomo kiedy . A mielliśy tylko lekko odbić od campingu… Zadzieramy głowy ku stromym szczytom, mijamy słynne wodospady i odpoczywamy stołująć się na skałach, a co jakiś czas nasz kajak okrążają wyskakujące z wody morświny! – w końcu wyjaśniło się kto w nocy wydaje te wzgarliwe prychnięcia ;)! I chociaż przed samym Gereingerem ręce odmawiały już posłuszeństwa. to przy hitach Abby płynących z głośnika, wiosła same wpadały w rytm!
O powrocie w drugą stronę nie było już mowy, albo śpimy w wypatrzonym wczesniej szałasie, albo … wyprosimy kapitana promu żeby zabrał nas na drugi brzeg na tzw. krechę. Prom tani nie był, a ze sobą mieliśy przysłowiowe 10 złotych. Tak się wybraliśmy! Kapitan, który na pewno mijał nas tego dnia kilka razy, zabrał nas z lekkim usmiechem, a zapłaciliśmy na drugm brzegu 🙂
A widoki z promu też niczego sobie 🙂
Drugiego dnia czekała nas już istna norweska sielanka.
Canoe zacumowane bezpiecznie w przystani czeka na dalsze wyprawy, a my wyławiamy z mrocznego fiordu makrele – problem kolacji rozwiązany! Po jakimś czasie ofukała nas wkurzona wydra, której wyjadaliśmy prowiant, wskakując do wody rozgoniła nam całą ławicę i musieliśmy zadwolić się trzeba rybami 😀
Grillujemy na palenisku, rozgrzewamy się winem,a nad nami na krótką chwilę pojawiła się smuga zorzy….
Idealne zakończenie podróży <3
 |
Camping Hellesylt – mierzymy swoje siły |
 |
Morświny! |
 |
Czas na kawę |
 |
Ostatkiem sił -Abba gra! |
 |
Teddy podróżnik |
 |
Geiranger |
 |
Bezpieczni na promie 😀 |